Portal Informacje UE we Wrocławiu

Profesor Leszek Żabiński. Ekonomia z historią w tle

Data opublikowania: 05.08.2020 | aktualizacja: 16.09.2020

Pisząc o naszych znamienitych absolwentach proszę nie zapomnieć o profesorze Leszku Żabińskim, rektorze Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach – sugerował redakcji prof. Andrzej Gospodarowicz ( rektor UEW 2012-2016).

– Myślałem o  studiowaniu na SGPSie (obecna SGH). W tym samym roczniku startowali Balcerowicz i Rosati, którzy studiowali tam handel zagraniczny, gdzie i ja się przymierzałem. Ale w końcu zagrały sentymenty i rodzice – to zdecydowało o wyborze studiów ekonomicznych w Wyższej Szkole Ekonomicznej we Wrocławiu. –  Profesor Leszek Żabiński przyjął mnie w nowoczesnych wnętrzach biblioteki Centrum Nowoczesnych Technologii Informatycznych – imponującego budynku UE w Katowicach. 


Późną wiosną 2016 roku otrzymałam maila od rektora prof. Andrzeja Gospodarowicza: Pisząc o naszych znamienitych absolwentach proszę nie zapomnieć o profesorze Leszku Żabińskim, rektorze Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.Tak jak ja kończy właśnie swoją kadencję. We wrześniu oddaje rektorskie berło, ale z pewnością chętnie opowie o czasach studiów, pracy na naszej uczelni i trwającym już ponad 30 lat katowickim rozdziale swojego życia.

Nie z każdym z bohaterów tej publikacji udało się tak sprawnie zorganizować spotkanie jak z rektorem Żabińskim. Wymiana korespondencji, przygotowanie wstępnych tematów rozmowy, ich akceptacja, a wreszcie same spotkanie w murach Katowickiego Uniwersytetu Ekonomicznego – wszystkie etapy przed wywiadem – przebiegły błyskawicznie.

21 lipca 2016 roku rektor przyjął mnie w chłodnych i nowoczesnych wnętrzach biblioteki Centrum Nowoczesnych Technologii Informatycznych -  imponującego nowego budynku UE w Katowicach. Tuż po naszej rozmowie rektor wybierał się na uroczystość podpisania umowy o partnerstwie uczelni z Muzeum Śląskim. 
 


Prof. dr hab. Leszek Tadeusz Jerzy ŻABIŃSKI
ur. 18 sierpnia 1947 roku we Wrocławiu, prof. nauk ekonomicznych (od 1989r). Specjalista w zagadnieniach z zakresu polityki rynkowej, teorii rynku i zarządzania marketingowego.
Profesor Leszek Żabiński zmarł w 2016 roku.

W 1969 roku ukończył studia ekonomiczne w Wyższej Szkole Ekonomicznej we Wrocławiu na kierunku ekonomika przedsiębiorstwa. W 1975 roku doktoryzował się na tej uczelni (przekształconej wówczas w Akademię Ekonomiczną im. Oskara Langego), a habilitował się w 1981 r. na Wydziale Ekonomiki Produkcji i Obrotu Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. W 1989 r. otrzymał tytuł profesora nauk ekonomicznych. 
Pracował w Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu (1969/1970) i katowickim oddziale Instytutu Rynku Wewnętrznego i Konsumpcji (1987-1991), a także w Głównym Instytucie Górnictwa (1993–1996). Na początku lat 80. XX w.związał się zawodowo z Akademią Ekonomiczną im. Karola Adamieckiego w Katowicach, przekształconą następnie w Uniwersytet Ekonomiczny. W 1996 roku doszedł do stanowiska profesora zwyczajnego. W latach 1984-1987 był Prorektorem  ds. Dydaktyki i Wychowania. Od 1987 r. był dyrektorem Instytutu Rynku i Konsumpcji, w 1991 r. objął kierownictwo Katedry Polityki Rynkowej i Zarządzania Marketingowego. W latach 2002–2008 pełnił funkcję dziekana Wydziału Zarządzania. Został powoływany w skład Komitetu Nauk Organizacji i Zarządzania oraz Komitetu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk. Był członkiem Rady Strategii Społeczno-Gospodarczej przy Radzie Ministrów, rady nadzorczej Polskich Hut Stali, Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego i Państwowej Komisji Akredytacyjnej. Kierował katowickim oddziałem Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego (1993–2002), działał też w Towarzystwie Naukowym Organizacji i Kierownictwa.
Jest autorem blisko 250 prac naukowych i opracowań naukowo-badawczych, w tym wdrożeniowych na rzecz praktyki gospodarczej (z zakresu zarządzania i marketingu strategicznego w hutnictwie, górnictwie, przemyśle art. konsumpcyjnych w handlu spożywczym, ostatnio w mediach) oraz współautorem dwóch podręczników z zakresu analizy rynku i badań marketingowych (PWE, 1994, 1981). 

W 2012 roku został wybrany na stanowisko rektora Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. 

Profesor Leszek Żabiński. Ekonomia z historią w tle

„Moja przyjaźń z rektorem Gospodarowiczem trwa od dawna” – wręczony rektorowi Leszkowi Żabińskiemu najnowszy numer „Portalu”, pisma informacyjnego naszej uczelni, na okładce którego widniało dwóch rektorów (ustępujący i rektor-elekt), przywołał pierwsze wspomnienia. 
Tak rozpoczęła się nasza rozmowa. 
„Z rektorem-elektem Andrzejem Kaletą, moim młodszym kolegą ze studiów, widzieliśmy się niedawno (wywiad był przeprowadzony w 2016 roku) na konferencji rektorów w Poznaniu...”.

Panie Rektorze, zajrzałam do archiwum naszej uczelni i w teczce studenta Leszka Żabińskiego znalazłam takie ciekawostki: 
Zainteresowania humanistyczne: Już w szkole podstawowej moje zainteresowania kierowały się ku naukom humanistycznym. Wyraziło się to m.in. w moim uczestnictwie w konkursie poświęconym filmowi „Krzyżacy” w reżyserii Aleksandra Forda, ogłoszonym dla klas siódmych i klas licealnych przez CWF (Centralę Wynajmu Filmów) i OZK (Okręgowy Zarząd Kin), w którym udało mi się zdobyć jedną z nagród finałowych.
Inne konkursy, w których brał udział kandydat: 
Style, rozwój sztuki, Muzeum Śląskie – finalista 
Konkurs literacki ogłoszony pod auspicjami Brytyjskiego Instytutu Szekspirowskiego i BBC dla studentów szkół wyższych z okazji 400-lecia urodzin Szekspir.

Z akt studenta wynika, że jest Pan urodzonym humanistą…
To prawda. Chciałem studiować historię. Zostałem jednak skutecznie od tego odciągnięty. Mój ojciec powiedział: „I co będziesz robić po tej historii?”.

[Rektor przerwał naszą rozmowę, wskazując na piękny album ze zdjęciami zabytkowych wnętrz. Na nasze spotkanie mój rozmówca przyniósł cały księgozbiór – książki ulubione i podpisane przez siebie.]

Proszę spojrzeć, tu jest piękne wydawnictwo z wrocławskim akcentem. Niedawno rewitalizowano w Katowicach zabytkowy budynek Akademii Muzycznej – to pierwsza uczelnia na Śląsku. W tym budynku znajdowała się Sejm Śląski, a wcześniej szkoła budowlana. Podczas prac odkryto tam niesamowite witraże z motywem kościoła w Oleśnicy, a także wrocławskiego ratusza. I my takie witraże mamy w Katowicach! 

Gdyby nie poszedł Pan na studia ekonomiczne… zostałby Pan historykiem? 
Wiem, jak potoczyło się życie mojego syna, który skończył historię na UJ. Niedawno habilitował się z archeologii. Wcześniej zrobił dwa doktoraty – jeden na UJ, drugi na uniwersytecie Sorosza (Uniwersytet Środkowoeuropejski). Teraz zajmuje się archeologią i wykopuje stare miecze krzyżackie. Pracuje w Akademii Długosza w Częstochowie. Moje dzieci od razu powiedziały, że ekonomia ich nie interesuje. Ja nie żałuję swojego wyboru. Córka posiada dyplom Master of Business Administration, ale jest też magistrem psychologii oraz filologii angielskiej.

Jest Pan specjalistą od teorii rynku i zarządzania marketingowego. Najkrótsza definicja marketingu brzmi: „zaspokajać potrzeby, osiągając zysk”. Ma Pan już za sobą lata doświadczeń zawodowych. Jednocześnie ogląda Pan świat z punktu widzenia urodzonego humanisty. Jak widzi Pan świat współczesny? Czego on potrzebuje?
Zacznijmy od sprecyzowania pojęcia marketing. W definicji marketingu potrzebna jest trójfraza: to tworzenie potrzeby, osiąganie zysku i rozwój przedsiębiorstwa, a nawet dobitniej, jak powiedział Drucker, przetrwanie przedsiębiorstwa. Marketing to jest taka koncepcja działania i prowadzenia biznesu, która dzięki ofercie przedsiębiorstwa czy innego podmiotu, także organizacji non-profit, np. muzeum, uczelni, zaspokaja potrzeby klienta, a nawet jego oczekiwania. Wyjaśnię to. Często odbiorcy chodzi nie tylko o to, aby jego potrzeby były realizowane, ma się to jeszcze dokonać w ściśle określony sposób.
Klientowi niekoniecznie chodzi o żywność, ale na przykład o wykwintną żywność. Nie chodzi mu tylko o odzież, która ma chronić przed otoczeniem, ale o modną odzież. Jak widać, chodzi tu nie tylko o zaspokojenie potrzeb, ale zaspokojenie ich w określony sposób. Dotyczy to także nie jakiegoś klienta, ale określonego klienta. Celem tych działań jest, aby firma uzyskiwała zysk i mogła się w ten sposób utrzymać i rozwijać. Ta wizja marketingu w zasadzie wszystkie te obszary zabezpiecza, ponieważ jest koncepcją systemową, łączy wszystkie elementy i jest w ten sposób wdrażana. 
W krajach wysoko rozwiniętych oraz tych na wysokim etapie rozwoju marketing zaczął się sprawdzać jako skuteczna koncepcja zarządzania. Oczywiście ma także swoje ułomności. 

Przez czterdzieści lat Pana pracy w obszarze marketingu z pewnością zmienił się klient i jego potrzeby.
Oczywiście, nic nie stoi w miejscu. Zygmunt Bauman powiedział, że potrzeby są stałe. Zmieniły się natomiast oczekiwania co do sposobu ich zaspokajania. Marketing – jego zdaniem – wykorzystuje to zjawisko. Oczekiwania można kształtować. Można podpowiadać klientowi, jakie są jego oczekiwania, można je pobudzać, a nawet – wmuszać. Co więcej, należy być świadomym, że oczekiwania klienta indywidualnego mogą szkodzić środowisku. I tu powstaje dylemat, na ile ta koncepcja chroni się przed negatywnymi konsekwencjami.

Marketing może szkodzić światu?
Kryzys w USA, który z racji globalizacji przelał się na cały świat, pokazał, że marketing można wykorzystywać do nieodpowiedzialnych celów. Jak to się dokonało? Drugie marzenie amerykańskie to dom na własność. Pierwszym jest samochód. Obie partie – zarówno demokraci, jak i republikanie – to marzenie amerykańskie pobudzały właśnie przy pomocy działań promocyjnych. Promowano zatem kredyty dla osób nieposiadających zdolności kredytowej. Ludzie się na to „złapali” i wpadli w pułapkę zadłużeniową. Dodatkowo, sfera finansów tworzyła toksyczne produkty finansowe, czyli kredyty dla ludzi o żadnej zdolności kredytowej, zabezpieczając je innymi kredytami, co jest i bardzo skomplikowane, i bardzo ryzykowne. W końcu, jak pisze znany ekonomista amerykański Joseph E. Stierlitz, sami bankowcy do końca nie rozumieli, co stworzyli. W efekcie spowodowało to kryzys. Ludzie, którym obiecano, że ich domy nie zdrożeją, nie byli później w stanie spłacić swych kredytów, co doprowadziło do pęknięcia tej banki spekulacyjnej. 

Czy zatem kryzys amerykański nie otworzył oczu specjalistom od zarządzania marketingowego, nie pobudził do konstruktywnej krytyki? Jest Pan autorem takich publikacji jak „Marketing w dobie światowego kryzysu gospodarczego” czy „O niektórych argumentach krytyki marketingu jako dyscypliny nauki – polemicznie”. 
To głosy krytyczne dotyczące zarządzania marketingowego? 
Ujmę to tak. Ci z naukowców, którzy do koncepcji podchodzą krytycznie, w znaczeniu dogłębnej analizy, dostrzegają plusy i minusy każdego rozwiązania zgodnie z tezą, że na tym świecie nie ma niczego doskonałego. Widzieli od początku, że w tej koncepcji są liczne negatywne strony. 
Podobnie było z inną bardzo modną koncepcją, tu już bardziej z zakresu zarządzania, z zarządzania poprzez wartość dla akcjonariuszy. Głosiła ona, że z jednej strony należy ze wszystkich źródeł pozyskiwać akcjonariuszy – co jest słuszne, bo nawet największe firmy światowe nie mogą samodzielnie uruchomić wielu projektów, są na to potrzebne środki od akcjonariuszy, ale jednocześnie obiecywano akcjonariuszom szybkie zwroty. Wobec czego zaczęli oni wywierać naciski, chcąc uzyskać obiecane szybkie zyski z zainwestowanego kapitału. Jest to bardzo widoczne w sferze farmaceutycznej, gdzie inwestuje się ogromne pieniądze w nowe leki, badania są bardzo drogie, robi się je błyskawicznie, szybko wdraża się nowy lek. Tymczasem w wyniku tych działań klient może być mocno zagrożony.

Na ten kryzys nałożył się cały splot działań.
Jeszcze przed rozpoczęciem mojego rektorowania miałem okazję wygłosić na ten temat wykład inauguracyjny. Próbowałem na podstawie różnych opracowań naświetlić przyczyny kryzysu amerykańskiego w kontekście marketingu i wdrożonych innowacji. Okazało się wtedy, że kryzys lat 20. XX wieku miał cały szereg podobnych czynników, np. zróżnicowanie dochodowe w różnych warstwach społecznych i grupach. Ale nie tylko. Tu nie bez znaczenia był problem relacji Chin i USA. Chiny dawały niejako na kredyt USA możliwość rozwoju. Tak więc było tu wiele wątków. Wówczas powstała ciekawa koncepcja mówiąca o tym, jak powinien wyglądać marketing w czasie kryzysu, przedstawiająca sposoby działania przedsiębiorstwa w tym czasie. 


Czas rektorowania

csm_l.zabinski_01cefab072

Przez ostatnie cztery lata (2012-2016) pełnił Pan funkcję rektora Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. Jak zarządza się taką firmą jak wyższa uczelnia? W jaki sposób buduje się potrzeby klienta takiego przedsiębiorstwa? 
Od pewnego czasu rozwijają się dwie dyscypliny: zarządzenie oraz marketing organizacji non-profit. W ich ramach mieszczą się instytucje i uczelnie, a te dzielą się jeszcze na państwowe i publiczne.

Uczelnie stoją niewątpliwie w obliczu kryzysu, mniejszego popytu na swój produkt, co jest związane między innymi z niżem demograficznym.
Rozpoczynając tę kadencję, staraliśmy się wyjść naprzeciw trudnym sytuacjom. Senat naszej uczelni powołał do życia funkcję prorektora ds. marketingu i internacjonalizacji. Miał on za zadanie z jednej strony pobudzać rozwój powiązań międzynarodowych, zasadniczo badawczych, z drugiej zorganizować pion działań marketingowych. Problem polega na tym, że stoimy przed potrzebą wnikliwego rozpoznania naszych klientów, czyli studentów. Musimy wiedzieć, co im oferujemy i na ile zaspakajamy lub budujemy ich zachcianki.

Czy uczelnie powinny zatem odpowiadać na zachcianki swego klienta?
To jest problem wielu organizacji non-profit. Czy uczelnie powinny spełniać życzenia klienta, czy nawet – jak mówi Philip Kotler – jego zachcianki? Warto przypomnieć, że są już nie tylko potrzeby, oczekiwania, ale i pragnienia i zachcianki odbiorcy. Podobny problem zauważa się w obszarze medycyny. Wiemy, że pacjenci ignorują część wskazówek lekarza i leczą się według swojego mniemania, zgodnie z powiedzeniem: wszyscy byliśmy kiedyś własnymi lekarzami. W obszarze sztuki też zaobserwowaliśmy taki dylemat: czy malarz powinien odzwierciedlać wiernie wizerunek swojego sponsora, czy go idealizować? To jest właśnie problem wynikający z zachcianek klienta.

Kim jest państwa klient? 
My, Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach AD 2012, stanęliśmy wobec kilku trudnych decyzji, na przykład likwidacji naszego zamiejscowego ośrodka w Bielsku Białej czy też stworzenia oddziału w Rybniku, na wzór waszego wydziału jeleniogórskiego. Poprzedziliśmy te działania odpowiednimi badaniami wśród naszych potencjalnych studentów, czyli uczniów szkół średnich tych dwóch subregionów. Z naszych badań wynikało, że mamy dwie grupy klientów – pierwsza to młodzi ludzie, bardzo dobrze przygotowani, którzy mają wysokie oceny maturalne, ale nie do końca wiedzą, co chcą studiować, a jeśli coś wiedzą, to ogólnikowo, nie mają pojęcia, jaka specjalizacja ich interesuje. To takie wolne duchy. Oni wymagają czasu. Druga grupa to kandydaci na studia, którzy od razu wiedzą, czego chcą, albo tak im się wydaje. Mówią: chcę iść na logistykę, i to inżynierską. Chcę być inżynierem, a nie licencjatem. Albo: chcę iść na menedżera w sferze zarządzania szpitalami. W związku z tymi wynikami badań musieliśmy zaproponować ofertę zawierającą kierunki ogólnie nazwane uniwersalnymi (typu ekonomia, zarządzanie, finanse) oraz kierunki nachylone specjalistycznie. Tak powstała nasza obecna oferta, w której znajduje się logistyka inżynierska czy gospodarka turystyczna. Obecnie mamy mniej więcej tyle samo kierunków ogólnych i „nachylonych”. To było nasze pierwsze podejście marketingowe: interesuje nas nie rynek ogółem, ale rynki docelowe. Odpowiadamy na potrzeby klientów i jesteśmy w stanie tworzyć dla nich ofertę, a także relatywnie dobrze ich obsłużyć, lepiej niż konkurencja. 

To było pierwsze państwa działanie wynikające z efektu badań rynku.
Druga rzecz, której dotknęliśmy, jest efektem reformy studiów, gdzie wprowadzono osławione KRK. Mamy zatem bardzo dokładnie sprecyzować efekty kształcenia już nie tylko na kierunku, ale także efekty nauczania każdego przedmiotu. Jest w tym oczywiście przesada. Ja rozumiem, że w amerykańskich podręcznikach zawarto takie ich KRK: gdy przeczytasz ten podręcznik, będziesz znał takie pojęcia, miał takie umiejętności i takie kompetencje. U nas też próbowano to zrobić, jednak zbyt biurokratycznie. Jeszcze gorszą zasadą KRK było wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom studentów – i to tych najsłabszych. Nie powiedziano tego wprost, ale to nauczyciel miał wsłuchiwać się w oczekiwania swych studentów i gdy były bardzo zaniżone, należało je uwzględnić i nimi się kierować. W sytuacji bogatych uczelni zapewne byłoby to możliwe i dałoby się stworzyć mniejsze grupy. To także byłoby podejście marketingowe, ale mamy niż demograficzny i dużą grupę słabo przygotowanych kandydatów na studia. Co więcej, obserwujemy ten niski poziom wiedzy od wielu lat. Odeszliśmy także od egzaminów wstępnych, a to kolejne działanie, które szeroką ławą dopuszcza wszystkich do studiów. 
Gdy w latach 90. XX wieku pracowałem w Radzie Głównej, uważałem, że władza zbyt łatwo podeszła do tych zagadnień i próbowała rozwiązać problem bezrobocia, przetrzymując młodych ludzi na studiach, a także na kolejnych stopniach studiów. Ta polityka zemściła się szybko już w krajach arabskich, na przykład w czasie wiosny w Egipcie, gdy młodzi ludzie, którzy kształcili się na dobrych uczelniach, chociażby w Kairze, nie mieli miejsc pracy i zaczęli się buntować. Zrobiło się tam naprawdę dramatycznie. U nas sytuacja zaczęła wyglądać podobnie jak w Hiszpanii, gdzie bezrobocie sięga chyba 30% w tej grupie wiekowej. To sytuacja bardzo niebezpieczna, bowiem rozbudowuje się aspiracje zawodowe, ale trzeba mieć też jakieś możliwości zaspokojenia ich.

Przejął więc Pan rządy na uczelni ekonomicznej w niełatwym czasie. Co się udało zdziałać? Z czego jest Pan szczególnie dumny? 
Na pewno udało się na dużą skalę popchnąć procesy umiędzynarodowienia zarówno na polu badawczym, jak i dydaktycznym. Mamy kierunek po angielsku na wszystkich stopniach, jest kilka specjalizacji w języku angielskim.
Udało się zintensyfikować powiązania dydaktyki z praktyką gospodarczą. Takie działania już były, ale w którymś momencie ta praktyka się wycofała i wybrano – chyba zbyt pochopnie – ofertę uczelni zagranicznych. 
W pewnym momencie, gdy pracowałem w radzie nadzorczej polskich hut stali tuż przed prywatyzacją, zamówiono studium strategiczne w jednej ze znanych firm konsultingowych. Zapłacono za nie sporo, a ono było na poziomie pracy magisterskiej – słabe i mocne strony zostały dobrze opracowane, ale nie wynikały z tego żadne konkluzje. My uczymy studentów wyciągania wniosków.

Jak teraz wygląda współpraca Państwa uczelni z gospodarką?
Uruchomiliśmy Konwent Uczelni, co umożliwiło nam stworzenie w ustawie zapisu, że obok senatu może funkcjonować organ doradczo-opiniodawczy rektora. Zaprosiliśmy do niego przedstawicieli władz samorządowych i głównych banków, zadbaliśmy, żeby był obecny sektor węglowy – prezes Węglokoksu jest absolwentem naszej uczelni. Konwent bardzo pomagał na przykład w ustaleniu zasad stałej współpracy, dającej możliwości praktyk czy staży. 
Tak było chociażby w sztandarowym projekcie powstania muzeum na terenie kopalni Guido. To miejsce już znane w świecie, nasi studenci z kierunku gospodarka turystyczna odbywają tam swoje praktyki. Są robione badania, a i nas odwiedzają pracownicy muzeum, m.in na tym kierunku ma zajęcia pan Dariusz Walerjański. 
Dla członków Konwentu robimy badania. Na naszej uczelni działa Centrum Badań i Ekspertyz. To jednostka podobna do Zakładów Naukowo Badawczych na wrocławskiej uczelni, tylko w mniejszym zakresie. Z sześćdziesięciu prac badawczych, które zostały ukończone na koniec mojej kadencji, ponad trzydzieści zostało wykonanych na rzecz praktyki. Jestem miło zaskoczony, że same firmy przychodzą z takimi zleceniami. 
Zapraszamy także gospodarkę do rad programowych kierunków, pomagają nam w budowaniu programów nauczania i sugerowanej tematyce prac dyplomowych. 
To powiązanie nauki z praktyką bardzo mnie cieszy i myślę, że będzie kontynuowane.

A jakie problemy trapiły Pana, lidera przedsiębiorstwa nazywanego uczelnią wyższą?
Były to głównie problemy z restrukturyzacją zarówno majątkową, jak i merytoryczną. Intensywnie szukamy odpowiedzi na pytanie: jaki ma być nasz profil działania? Oczywiście jesteśmy uczelnią ekonomiczną, mamy jednak również kierunki ukierunkowane inżyniersko na Wydziale Informatyki i Komunikacji. Uczymy informatyki typowo uniwersyteckiej, ale znajdą się u nas także takie kierunki jak informatyka i ekonometria oraz dziennikarstwo i komunikacja społeczna ze szczególnym uwzględnieniem nowych mediów. 

1979-2019 – pracownik Akademii Ekonomicznej w Katowicach (obecnie Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach) 
• od 1991 roku kierownik Katedry Polityki Rynkowej i Zarządzania Marketingowego
• w latach 2002-2008 dziekan Wydziału Zarządzania
• w latach 2012-2016 rektor Uczelni 

W czasie Pana rządów został zlikwidowany oddział uczelni w Bielsku. Za to otworzyliście wydział w Rybniku. 
Władze Rybnika bardzo się zaangażowały we współpracę z uczelniami. W 2000 roku w tym mieście powstał ośrodek dydaktyczny, gdzie funkcjonowały aż trzy uczelnie katowickie – nasza, Politechnika Śląska i Uniwersytet Śląski. Dostaliśmy kampus, może nieco mniejszy od kampusu wrocławskiej uczelni. To wyremontowane budynki poszpitalne, gdzie mogliśmy założyć tak zwane sale dydaktyczne uczelni. Ministerstwo nakazało jednak, aby nadać temu bytowi formę prawną – wydział zamiejscowy lub filia. Musieliśmy zatem przekształcić istniejący oddział w wydział zamiejscowy. Zrobiliśmy to na tyle oryginalnie, że ten wydział na razie ma uprawnienia do prowadzenia studiów na kierunku Finanse i Rachunkowość, ale wyraźnie określono jego profil praktyczny – dla małych i średnich firm, i doradztwo, i inwestycje gospodarstw domowych. Ciekawa specjalność odpowiadająca na potrzeby czasów: w co inwestować, jak zaciągać kredyty… W Rybniku jest wyjątkowo sprzyjające środowisko samorządowe. Zarówno poprzedni, jak i obecny prezydent bardzo wspiera ideę. Udostępniono nam kampus na wieczne użytkowanie, dodatkowo władze dofinansowują media. Z projektu z czasem wycofał się uniwersytet, co paradoksalnie dało nam więcej przestrzeni.
W Bielsku nie mieliśmy takiego poparcia; władze powiedziały, że nie dofinansowują swoich uczelni, więc i nam nie pomogą. 


Wspomnienia. Studia

Mój ojciec zachęcał mnie do studiów ekonomicznych, uważał, że to pożyteczny zawód.

Wróćmy do Pana studenckich wspomnień. Syn zrealizował Pana najskrytsze marzenia i został historykiem. Pan wybrał ekonomię. Skąd ta decyzja? Zainspirował Pana dobry nauczyciel matematyki?
Chodziłem do wrocławskiego VIII LO przy ulicy Trzebnickiej. Pracowało tam wielu dobrych nauczycieli, między innymi doktor Kudłacik i profesor Szatała z akademii.  Widziałem się z nimi nawet niedawno na obchodach pięćdziesięciolecia matury. Koledzy zorganizowali je w klasztorze na Ostrowie Tumskim, gdzie są zresztą słynne wykopaliska. Podobno odkryto tam ślady średniowiecznych siedzib biskupich. 

Jest w Panu wciąż historyczny żywioł. Skąd więc ta ekonomia?
Mimo że ojciec był krawcem i nawet prowadził swój zakład krawiecki, skończył Technikum Ekonomiczne. Zachęcał mnie do tych studiów, uważał, że to pożyteczny zawód. Oprócz tego znajomy rodziny był księgowym w jakimś przedsiębiorstwie, a kształcił się jeszcze na rosyjskich uniwersytetach. Pewnego razu przyniósł mi kilka książek, w tym publikowaną po wojnie „Administrację ogólną” Fayola. I tak obaj drążyli, drążyli temat. Ja radziłem sobie z naukami ścisłymi, ale pociągała mnie humanistyka. W Fayolu znalazłem wątki gospodarcze, rozwój ustrojów, historię gospodarczą…

Dzięki tym dwóm w pańskim młodzieńczym sercu zrodziła się potrzeba studiowania ekonomii.
Tak to wygląda. Miałem jednak propozycję studiowania na SGPSie (obecna SGH). W tym samym roczniku startowali Balcerowicz i Rosati, którzy studiowali tam handel zagraniczny, gdzie i ja się przymierzałem. Ale w końcu zagrały sentymenty i rodzice – to zdecydowało o wyborze studiów ekonomicznych w Wyższej Szkole Ekonomicznej we Wrocławiu.

Aby dostać się na WSE, trzeba było zdawać egzaminy. Pan zdawał historię, geografię, język obcy i… matematykę.
Owszem. Część egzaminów była ustna, część pisemna. O dziwo, z matematyki zrobiono egzamin ustny. Pamiętam, że było kilka zdań do rozwiązania i przedstawienia. Bardzo te egzaminy przeżywałem.

W 1969 roku ukończył Pan studia na kierunku ekonomika przedsiębiorstwa. Czy w Pana wspomnieniach to były trudne studia?
Trwały wówczas cztery lata, więc nieco krócej. Czy były trudne? To zależy, jak się do nich podchodziło. Jeśli traktowało się je poważnie, czytało lektury, robiło notatki, to nie były takie trudne. Oczywiście wymagały czasu. Jeśli traktowało się je leciutko, coś tam usłyszało, coś tam dowiedziało, było trudniej, ale też dało się je jakoś ukończyć. 

Rozpoczął Pan studia pod koniec rządów rektora Fiemy, pamięta Pan pierwsze lata gospodarzenia rektora Popkiewicza.
U profesora Fiemy zdawałem egzamin z prawa na I roku. Potem przyszedł z politechniki Popkiewicz, który był rektorem uczelni aż do końca mojej pracy we Wrocławiu. Kaleta był wówczas prorektorem.
To były ciekawe czasy. Uczelnia się rozwijała. Mimo że postać rektora Popkiewicza ocenia się bardzo różnie, uważam, że jego zasług nie powinno się kwestionować. Nie chodzi tu tylko o rozbudowę infrastruktury, co też jest nie bez znaczenia. Tu chciałbym wspomnieć o dyrektorze Banachu, z którym miałem bliższe kontakty. Docent Banach był zarówno pracownikiem Instytutu Handlu i Usług profesora Kramera, jak i dyrektorem administracyjnym. Popkiewiczowi zawdzięczamy też rozmach programowy – jego dziełem są szkoła informatyczna oraz Zakłady Naukowo-Badawcze. 

Rozkwit uczelni w tych latach to nie tylko zasługa ludzi. To były czasy, gdy uczelnia odpowiadała na spore zapotrzebowanie gospodarki. To przynosiło jej zyski.
To prawda, ale była w tym duża zasługa profesora Kramera, profesora Hausa, profesora Jeżowskiego. Oni potrafili w tej gospodarce takie zapotrzebowanie wywołać. Udowodnili, że pomimo centralnego planowania przedsiębiorstwa mogą na mniejszą skalę wdrażać własne rozwiązania. I to się udawało. 

Nauka stykała się z komunistyczną rzeczywistością?
Zrobiliśmy w zespole profesora Kramera kilka bardzo ciekawych prac praktycznych. Pamiętam taką pracę: „Handel i usługi w dzielnicy Krzyki”. Miejscowy sekretarz dzielnicy i przewodniczący rady dzielnicy poprosili uczelnię o zrobienie ekspertyzy: jak wygląda nasycenie handlem i usługami w tej dzielnicy, bo mieszkańcy żalili się, że tych usług jest stanowczo za mało. I zrobiliśmy takie badania. Powstało na ich bazie potem kilka prac magisterskich. Wyniki przekazaliśmy z dużą pompą zleceniodawcy. W jakim stopniu wyciągnęli z niej wnioski? Trudno powiedzieć, ale na pewno się z nią zapoznali. Potem kolega Michalski na zlecenie Polaru robił badania na temat sprzętu zmechanizowanego i jego popytu wśród konsumentów. Robiliśmy także badania w KGHM-ie. 

Jeszcze w trakcie studiów brał Pan udział w obozie naukowym Koła Socjologii pana Listwana.
To był 1967 rok. Pamiętam, że na obozie dotarła do nas informacja, że profesor Kramer został prorektorem. Bardzo się z tego cieszyliśmy. 
W ramach obozu robiliśmy badania nad zatrudnieniem, płynnością kadr w elektrowni turoszowskiej. Oni mieli pewien problem z załogą i poprzez dość szczegółową ankietę sprawdzaliśmy, jakie czynniki motywują do zatrudnienia w tym zakładzie, a jakie przeszkadzają w stabilizacji zatrudnienia. 

Oprócz nauki życie studenckie ma jeszcze inne odcienie, np. życie kulturalne, imprezowe i społeczne. 
Ja działałem w ZSP, w ruchu naukowym. Był tam pion zajmujący się kołami naukowymi. Działałem tam pod kierunkiem pana Wysoczański. Potem już jako stażysta zostałem wiceprzewodniczącym ZSP za Jana Kuropieja. Współpracowałem zatem z profesorem Kramerem w dwóch rolach – jako jego stażysta, ale i partner z ramienia organizacji społecznej. 
Dużo robiliśmy, nie tylko na gruncie naukowym. W słynnym Pałacyku przy ul. Kościuszki odbywały się imprezy integracyjne. Chodziliśmy tam później wielokrotnie z żoną, ona działała w ruchu naukowym uniwersyteckim i tam właśnie się poznaliśmy. Po latach do tego samego Pałacyku przychodziliśmy na przyjęcia noworoczne dla dzieci razem z państwem Stysiami, którzy też przyprowadzali tam swoje pociechy.



Mistrzowie


Nazwisko profesora Teodora Kramera wciąż przewija się w Pana opowieści. 

Temat Pana pracy magisterskiej brzmi: „Rynkowy proces informacyjny w handlu państwowym w latach 1945-1968”. Podpisy pod obroną złożyli: Profesor Popkiewicz i doktor Józef Kaleta. Skąd taki temat?
Z profesorem Kramerem szukałem śladów mechanizmów rynkowych w istniejącym systemie. Działał on bezpośrednio na rynku rolnym, bo na targu popyt kształtował cenę. W sklepach państwowych czy spółdzielczych za to ceny zostały usztywnione i nie było śladu mechanizmu rynkowego. Ale pojawiła się też teza, że jeśli się udrożni mechanizmy przepływu informacji między klientem a sprzedawcą, jeżeli lepiej się będzie konstruować umowy handlowe między handlem a przemysłem i producentami, to siłą rzeczy jakby oddolnie powstanie nacisk na uruchomienie tych mechanizmów rynkowych. Myśmy się zajmowali tą problematyką dość długo, bo zarówno moja praca magisterska, jak i praca doktorska dotyczyły tego tematu, choć w znacznie szerszym kontekście.

Pana nazwisko widnieje obok nazwiska profesora Teodora Kramera na okładce wspólnego wydawnictwie.
W 1982 roku ukazała się nasza wspólna monografia pt. „Rynek w mechanizmach zarządzania gospodarką” (PWN, Warszawa 1982). Staraliśmy się w niej jak najpełniej pokazywać mechanizmy rynkowe w ramach tamtego ustroju. Badaliśmy, na ile mogą one działać ograniczone centralnym planem. Jedną z płaszczyzn działania tych mechanizmów był sprawny system informacyjny. 
Profesora Kramera nazywa się twórcą tzw. eksperymentu wrocławskiego, który polegał na łączeniu przedsiębiorstw hurtowych i detalicznych w jedno, co miało usprawnić przepływ tych informacji miedzy hurtem a detalem. Skoro obie sfery zawierały się w jednym przedsiębiorstwie, wydawało nam się, że ten przebieg informacji od producenta do klienta stanie się szybszy – i to jakoś lepiej zespoli działania rynkowe. To były działania reformujące ten system. 

Nazwisko profesora Teodora Kramera wciąż przewija się w Pana opowieści. To profesor zatrzymał Pana na uczelni, gdzie pracował pan kolejnych dziesięć lat (1969–1979)? 
Owszem. I pani profesor Kramer. Chodziłem do niej na seminarium. Ona była wówczas jeszcze doktorem, a moja praca magisterska powstała pod jej kierunkiem. Praca doktorska (1975) została napisana już pod opieką profesora Kramera. 
Habilitację obronił Pan jednak na Wydziale Ekonomiki Produkcji i Obrotu Akademii Ekonomicznej w Poznaniu.
Uczelnia katowicka nie miała jeszcze uprawnień do nadawania tytułu doktora. Uznałem, że we Wrocławiu jakoś niezręcznie się w tym czasie habilitować. Był rok 1981, wyjechałem już wówczas do Katowic.

Odszedł pan z uczelni wrocławskiej w 1979 roku. Zdecydował się pan pójść za swoimi mistrzami? 
Odszedłem z Wrocławia w stanie pewnego napięcia. Poszedłem za swoimi mistrzami – Państwo Kramerowie przenieśli się do Katowic. Oczywiście o tej przeprowadzce zadecydował czynnik materialny, przekonywano nas, że tam łatwiej dostaniemy mieszkanie, będziemy mieli lepsze zarobki, co do pewnego stopnia się sprawdziło, mogę to potwierdzić, nie jestem hipokrytą. Ale dla mnie najważniejsza była możliwość współpracy z moimi mistrzami. Trochę się na mnie koledzy poobrażali, ale po paru latach doszliśmy do porozumienia i dalej mogliśmy współpracować.

Do Katowic ściągnął mnie profesor Kramer, ale te działania zatwierdzał profesor Messner.

Jako rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie przypadł Panu smutny zaszczyt pożegnania mistrzów.
Miałem tę smutną konieczność wygłoszenia przemówienia pogrzebowego w czasie pożegnania profesora Kramera. Tak się złożyło, że w tym samym roku odszedł także profesor Messner. To były wielkie postacie i niezwykle ważne dla katowickiej uczelni. 

Profesor Zbigniew Messner był także Pana mentorem?
Do Katowic ściągnął mnie profesor Kramer, ale te działania zatwierdzał profesor Messner, który dość surowo traktował swoich pracowników. Pamiętam, jak wypytywał mnie o postępy w pracy habilitacyjnej. Gdy pokazałem mu maszynopis, zdecydował, że mogę przyjść na katowicką uczelnię. 

Obie Pana uczelnie – katowicka i wrocławska – są zaprzyjaźnione i współpracują?
Współdziałamy bardzo aktywnie w ramach KRUE. W Konferencji Rektorów Uniwersytetów Ekonomicznych uczestniczy także Poznań, Kraków i Warszawa. Tych pięć ośrodków ma kontakty nie tylko na poziomie władz, ale i wspólnych badań. Owszem, współpracujemy na przykład z Uniwersytetem Warszawskim, który ma ogólny wydział ekonomiczny, jednak z Wrocławiem mamy kontakt najściślejszy.

Został Pan gospodarzem uroczystości nadania profesorowi doktorowi habilitowanemu Leszkowi Balcerowiczowi, godności doktora honoris causa Akademii Ekonomicznej im. Karola Adamieckiego w Katowicach.
Leszek Balcerowicz otrzymał już tytuł doktora honoris causa uczelni z Torunia i Szczecina, a także z kilku uniwersytetów zagranicznych. Nasza inicjatywa to przede wszystkim zasługa moich poprzedników, szczególnie profesora Kuźnika. W momencie rozpoczęcia starań to on był rektorem, a ja dziekanem Wydziału Zarządzania. Pojechaliśmy razem do profesora Balcerowicza i poprosiliśmy, aby przyjął ten tytuł. Dla mnie była to niespodzianka, bowiem rektor powiedział do mnie: będziesz nie tylko gospodarzem uroczystości jako dziekan, ale także laudatorem. Zgromadziłem wszystkie dostępne materiały i napisałem może nawet za długą laudację, ale profesor miał tak wiele dokonań i nie mogłem żadnych kwestionować. W tym czasie Balcerowicz został już prezesem Banku Centralnego. Przy okazji odkryłem jego bardzo ciekawą inicjatywę jako prezesa NBP. Balcerowicz pokazał mi dokumenty i wytłumaczył, że decyzja Rady NBP każdorazowo opiera się na badaniach opinii około sześciuset przedsiębiorstw. Oni systematycznie wykonują badania na tej może nie bardzo wielkiej, ale wystarczająca grupie przedsiębiorstw na tematy koniunktury i przewidywań. Bazując na tych badaniach, decydują o zmianach stóp procentowych. To stanowiło dla mnie dowód, że profesor Balcerowicz potrafi zarządzać taką dużą instytucją w sposób przemyślany i naukowy. Że jest nie tylko bardzo kompetentnym prezesem NBP z punktu widzenia finansowego, ale potrafi podchodzić do istotnych zagadnień od tej strony.

Czyli wręczenie tytułu doktora honoris causa stanowiło okazję do bliższego poznania mechanizmów funkcjonowania takich instytucji jak NBP?
W zakresie moich zainteresowań od zawsze obok marketingu znajdowała się polityka gospodarcza. Chociaż uważam, że ekonomiści powinni określać, w jakiej dziedzinie są specjalistami, a w jakiej głosami pomocniczymi.



Rada Strategii Społeczno-Gospodarczej 


rada_strategii
Brał Pan czynny udział w pracach Rady Strategii Społeczno-Gospodarczej przy Radzie Ministrów (RSSG), niezależnego organu doradczego rządu w sprawach polityki gospodarczej. Została powołana przez Premiera Waldemara Pawlaka 28 czerwca 1994 roku z inicjatywy Wiceprezesa Rady Ministrów profesora Grzegorza Kołodko
Udział w Radzie to konsekwencja mojej działalności w Polskim Towarzystwie Ekonomicznym. Byłem prezesem PTE w Katowicach przez trzy kadencje. Jednocześnie, jeśli się pełni funkcję prezesa oddziału, to jest się też we władzach warszawskich, w radzie naukowej. Moją kandydaturę wysunął profesor Zdzisław Sadowski. Uczestniczyłem w drugiej z trzech kadencji tej rady. RSSG to interesujący – ale niestety – eksperyment. Pamiętam, że na wręczenie nominacji przyszedł prezes Miler, rządziła bowiem wówczas lewica, chociaż RSSG działała już wcześniej, bo od 1994 roku. Miał to być organ doradzający w bardzo kluczowych kwestiach rządowi, a w szczególności prezesowi Rady Ministrów. Planowano wtedy dość intensywnę politykę wzrostu gospodarczego. Rządowi zależało więc, aby przedstawiać zarówno zagrożenia dla wzrostu, jak i te czynniki, które mogły go stymulować. Wówczas istniał na przykład problem walki z inflacją. 
W ramach tych trzech kadencji wydano około sześćdziesięciu raportów. Zamieszczano tam sprawozdania z dyskusji oraz referaty wprowadzające. 

Rada Strategii Społeczno-Gospodarczej była naprawdę cenną i kształcącą inicjatywą. Dyskutowano na temat przyszłego modelu kapitalistycznego Polski.  

Była to naprawdę cenna i kształcąca inicjatywa. Dyskutowano na temat przyszłego modelu kapitalistycznego Polski. Tematy teoretyczne miały swoje praktyczne ilustracje. Szkoda, że ten – jak to nazywam – eksperyment nie utrzymał się przy życiu. Gdyby rząd chciał z tego skorzystać, dałoby to wiele do przemyśleń dla decyzji rządowych. A tak powoli się to hamowało i w końcu umarło.

Przez pewien czas rada funkcjonowała bardzo dobrze, na posiedzenia przychodzili profesorowie, członkowie powołanej rady, ministrowie wielu resortów oraz kilku menedżerów. Z czasem na posiedzenia zaglądało coraz mniej ministrów. Zaczęły się dyskusje czysto akademickie. 
Kiedyś czytałem monografie Stiglitza na temat kryzysu amerykańskiego, gdzie skarżył się, że rząd USA nie wysłuchuje głosu specjalistów. Jak widać, to przypadłość światowa, nie tylko polska. 


Rada Strategii Społeczno-Gospodarczej – niezależny organ doradczy rządu w sprawach polityki gospodarczej. Inicjatywa powołania RSSG nawiązywała do tradycji zapoczątkowanej po 1956 roku utworzeniem Rady Ekonomicznej jako organu doradczego Rady Ministrów. Została ona powołana przez Premiera Waldemara Pawlaka 28 czerwca 1994 roku z inicjatywy Wiceprezesa Rady Ministrów profesora Grzegorza Kołodko. Druga kadencja RSSG została zapoczątkowana Zarządzeniem nr 37 Prezesa Rady Ministrów z 26 maja 1998 roku. Powołana przez Premiera Jerzego Buzka RSSG w nowym składzie liczyła trzydziestu jeden członków. Trzecia kadencja RSSG została powołana przez premiera Leszka Millera na okres IV kadencji Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej (Zarządzenie Prezesa Rady Ministrów z 13 lutego 2002 roku w sprawie powołania Rady Strategii Społeczno-Gospodarczej). W stosunku do poprzedniej kadencji RSSG była organem opiniodawczo-doradczym nie tylko Prezesa Rady Ministrów, lecz całej Rady Ministrów, a jej skład został poszerzony o dziewięć osób.
Zgodnie z założeniami funkcjonowania RSSG, miała ona na celu wypracowywanie autonomicznych poglądów na temat najważniejszych, strategicznych zagadnień rozwoju społeczno-gospodarczego kraju.
Tematyka raportów obejmowała szeroki zakres problemów dotyczących między innymi: kształtu ustroju społeczno-gospodarczego, reformy centrum, reformy systemu emerytalno-rentowego, komercjalizacji i prywatyzacji, bezrobocia, monopoli energetycznych, polityki transportowej, handlowej, regionalnej, problemów gospodarki w projektach konstytucji, negocjacyjnego mechanizmu płac, podstaw trwałego rozwoju gospodarczego, stanu i perspektyw przemysłu węglowego, Narodowego Banku Polskiego jako podmiotu polityki pieniężnej, zasad i dróg restrukturyzacji rolnictwa, inwestycji i kredytów zagranicznych, koncepcji strategii rozwoju kraju, integracji europejskiej oraz międzynarodowej konkurencyjności gospodarki.
Rada funkcjonowała do 3 marca 2006 roku, kiedy została zlikwidowana przez premiera Kazimierza Marcinkiewicza. 



WROCŁAW-KATOWICE 

Urodził się pan we Wrocławiu. Tu skończył Pan studia i rozpoczął pierwszą pracę. Od ponad trzydziestu lat mieszka Pan jednak w Katowicach. 
Tak, mam Wrocław w akcie urodzenia, moje dzieci również. One także przeżywały przeprowadzkę do Katowic.
Zamieszkaliśmy tu w 1980 roku, w dniu, kiedy Wałęsa podpisywał tym wielkim długopisem porozumienia gdańskie. Pamiętam rozpakowane w mieszkaniu paczki i włączony telewizor, w którym pokazywano, jak Wałęsa podpisuje dokumenty.

Pana życie często przeplatało się z wydarzeniami historycznymi?
Tak. Z historią Wrocławia i całej Polski. Należałem do parafii pw. św. Bonifacego przy placu Staszica, w której proboszczem był ksiądz Kazimierz Lagosz. W latach stalinowskich został wikariuszem archidiecezji wrocławskiej. W 1966 roku miałem okazję wysłuchać osobiście tego sławnego kazania, kiedy jeszcze nie był kardynałem. Pamiętam, jak bronił swoich racji i zachęcał do podpisania listu biskupów polskich do niemieckich, podając przykład Juranda ze Spychowa z „Krzyżaków”, który potrafił się wznieść ponad swoje emocje i przebaczyć.

          parafia

W książce znajduje się dedykacja: „Dla Leszka Żabińskiego, dobrego parafianina”, podpisana: Ksiądz Wacław Szetelnicki.
Ksiądz doktor Wacław Szetelnicki, kanclerz przy arcybiskupie Bolesławie Kominku, napisał piękną monografię o swej parafii. Może nie byłem tak dobrym parafianinem, ale jestem dumny z tej książki. Ksiądz Wacław Szetelnicki, słynny historyk kościoła,  stworzył między innymi monografię o kardynale Rubinie, znanej wrocławskiej postaci. Miałem szczęście poznać kanclerza kurii przy arcybiskupie Kominku.

Jak Pana rodzice znaleźli się we Wrocławiu?
Mój ojciec pochodzi spod Jasła. Tam razem z bratem działał w partyzantce. Walczyli z nową władzą po drugiej wojnie światowej. Mama urodziła się w okolicach Warszawy. W czasie wojny została wywieziona do Majdanka. Rodzice spotkali się tutaj, we Wrocławiu. Ojciec pracował w przemyśle, mama w gastronomii, w sklepach. Poznali się, założyli rodzinę i zamieszkali przy dzisiejszym Placu Strzeleckim, niegdyś placu Karola Marksa, właśnie w tej parafii.

Pana wczesne dziecięce wspomnienia wrocławskie związane są z dzielnicą przy Dworcu Nadodrze.
Z czasów wrocławskich pamiętam naprawdę dużo. Tu, w mojej dzielnicy, istniał jeszcze kiedyś dworzec kolei wąskotorowej, która jeździła do Trzebnicy. Kolej została zlikwidowana i przeniesiona za Odrę. Tych czasów, co prawda, nie pamiętam, ale opowiadał mi o tym mój ojciec. Zabytkowy budyneczek nadal stoi i należy chyba do kościoła.
Do lat pięćdziesiątych w dzielnicy było dużo gruzowisk. My się tam bawiliśmy na przykład w pana Wołodyjowskiego. Tak się złożyło, że moimi kolegami byli: Władysław Szyber, dziś profesor, znany chirurg naczyniowy, i Marek Bidziński. Jego tato był jednym z założycieli i dyrektorem wrocławskiej szkoły muzycznej przy ul. Łowieckiej, a do tego również wielkim organistą.

W parafii pw. św. Bonifacego był Pan chrzczony, odbyła się też Pana pierwsza komunia. 
Tak, tam także ochrzciliśmy nasze dzieci, ale nasz ślub odbył się we wrocławskiej katedrze. Po ślubie zamieszkaliśmy bowiem już w innym miejscu, przy Ogrodzie Botanicznym.

W Państwa ślub znów wplątała się historia…
Zupełnie nieoczekiwanie na naszym ślubie miała się zjawić telewizja zachodnioniemiecka, która zamierzała pokazywać Młode pokolenie w czasach powojennych na ziemiach wyzwolonych. Był rok 1970. To czas, gdy na zachodzie zaczęto interesować się naszą sytuacją w Polsce.
Niestety, na nasz ślub nie dotarł świadek, który czekał pod Urzędem Stanu Cywilnego. Za to byli obecni nasi szefowie: profesorostwo Kramerowie, koledzy z instytutu. Nasz ślub miał swoją niezapomnianą oprawę.

Pana żona także jest wrocławianką?
Nie, ale jest absolwentką wrocławskiego uniwersytetu. Teraz pracuje na uczelni katowickiej, jest kurator kierunku gospodarka turystyczna. 

Wiem, że napisaliście Państwo razem podręcznik dotyczący zarządzania gospodarstwem turystycznym. 
Żona zajmuje się bardziej problematyką gospodarki turystycznej w zakresie turystyki kulturowej, interesuje ją np. problematyka miejska, co jest niezwykle ważne w tym regionie. Jedną ze specjalności regionu zaczyna być bowiem turystyka kongresowa, biznesowa i … medyczna. Mamy tu wielkie szpitale, które świadczą usługi medyczne. Wiem, że część mojej wrocławskiej rodziny przyjeżdża tu na leczenia, ciocia robiła operacje zaćmy w tutejszej klinice. Szpitale te nie są jednak w pełni wykorzystane.

z25294895ieg,prof--leszek-zabinski

Nie kandydował Pan na drugą kadencję na stanowisko rektora UE w Katowicach. Co teraz Pana kusi? Jakie ma Pan plany?
Ja do emerytury mam krok. Niemal cała katedra mi się wyhabilitowała, pracownicy mogą ściągnąć ze mnie ciężar obowiązków organizacyjnych. Jako rektor byłem także dziekanem – bardzo chciałem mieć nadal ogląd sytuacji z drugiego punktu widzenia. 

Pomimo nadmiaru pracy pogoda ducha jednak Pana nie opuszcza.
Cały czas mam kontakt z młodzieżą, lubię ją. Jestem świadomy, że ci młodzi ludzie są w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej. Oby się nie sprawdziły przewidywania, że będą mieli gorsze życie niż ich rodzice. Oby mieli co najmniej tak dobre. Trzeba zatem tę młodzież motywować. Zresztą widzę, że oni tego potrzebują, są bardzo wdzięczni, gdy im się od czasu do czasu pomaga – zarówno w sferze rodzinnej, jak i zawodowej.

Czeka Pana spokojniejszy okres. Oddaje Pan berło rektora. Ma pan w planach napisanie pamiętnika, by dać upust swojej humanistycznej części natury?
Namawia mnie do tego moja córka. Myślę, że zacznę jednak od materiałów publicystycznych, artykułów popularno-naukowych. Interesują mnie ślady wrocławskie na Górnym Śląsku. Mamy wspólne wybitne postacie. A przy okazji chciałabym popełnić kilka rzeczy wspomnieniowych.

Za chwilę podpiszemy umowę z Muzeum Śląskim. Jak ma wyglądać współpraca uczelni z instytucją muzealną?
Nasza uczelnia realizuje kierunki studiów, gdzie analizujemy organizację i sposób funkcjonowania muzeów z punktu widzenia atrakcji turystycznej, organizacji non-profit, którą trzeba sprawnie zarządzać, marketingu, który powinien być przełożony na ofertę i odbiorców takiej instytucji. Jest zatem bardzo wiele punktów widzenia aspektów na sposoby zarządzania muzeum. W Polsce pojawiło się zjawisko tworzenia małych muzeów. Prawie każde miasteczko chce mieć swoje. Dyrekcja Muzeum Śląskiego sygnalizowała, że przychodzą do nich reprezentanci takich małych instytucji kultury i proszą o wsparcie merytoryczne, doradztwo. Moglibyśmy wnosić do tych spraw doradczych ekonomicznych swój punkt widzenia – muzeum nie wystarczy tylko organizować, trzeba umieć nim zarządzać. Ludzie do pewnych rzeczy dochodzą intuicyjnie, są to na ogół muzealnicy. 

Muzealnicy mogliby być waszymi studentami studiów podyplomowych.
Oczywiście, chcemy, aby zdobyli u nas wiedzę, ale żeby później byli również współwykładowcami. Dla nas to niezwykle cenne poznać doświadczenia praktyków.
Chętnie pokażemy czołowej instytucji kulturalnej Górnego Śląska, że chcemy być partnerem w tych działaniach. Sami planujemy organizować tam praktyki. Potrzebujemy solidnego partnera, z którym – podobnie jak w kopalni Guido, ale na mniejszą skalę – moglibyśmy rozwijać tego typu relacje. 


porozumienie-z_ja

2.07.2016 14:53 Marek Kiczka, rzecznik prasowy

Porozumienie o współpracy z Muzeum Śląskim
W czwartek 21 lipca o godzinie 11:00 Uniwersytet Ekonomiczny w Katowicach i Muzeum Śląskie podpisali porozumienie o współpracy. Podpisy na dokumencie złożyli: ze strony Muzeum Śląskiego dyrektor Alicja Knast oraz Jolanta Grabalska, główna księgowa, ze strony Uniwersytetu Rektor prof. dr hab. Leszek Żabiński.
Porozumienie o współpracy zostało zawarte w celu wykorzystania dorobku naukowego, edukacyjnego i eksperckiego Uniwersytetu oraz potencjału edukacyjnego, kulturalno-naukowego i doświadczeń profesjonalnych, a także roli kulturotwórczej i społecznej Muzeum, dla dalszych wspólnie podejmowanych działań, służących realizacji misji i programów rozwojowych obu instytucji. 
Strony zadeklarowały wspólne ustalanie obszarów badań z dziedziny nauk ekonomicznych i pokrewnych dyscyplin humanistycznych rozwijanych na Uniwersytecie, których wyniki są ważne dla Muzeum i związanych z nim sektorów. Ponadto instytucje będą wspólnie realizowały projekty badawczo-rozwojowe, uzgadniały tematy prac naukowo-badawczych, dyplomowych (magisterskich) zgłaszanych przez Muzeum, będących przedmiotem ich zainteresowania. 
Współpraca Muzeum Śląskiego oraz Uniwersytetu Ekonomicznego ma także umożliwić unowocześnianie procesów dydaktycznych i programów kształcenia na Uniwersytecie, wzajemne prezentowanie i promowanie osiągnięć obu stron, jak również współudział we wspólnych przedsięwzięciach promocyjnych, w tym międzynarodowych. Porozumienie zawarto na okres pięciu lat. 
http://www.ue.katowice.pl/no_cache/uczelnia/aktualnosci/article/porozumienie-o-wspolpracy-z-muzeum-slaskim.html



rektor-prof-zabinski-toga-czarno-biale_5d84b68e4ea887_38460068.jpg

Pożegnanie

19 września 2019 roku, w wieku 72 lat, zmarł prof. dr hab. Leszek Żabiński, były rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach – poinformowała w piątek uczelnia. Był ekonomistą, ekspertem z zakresu polityki rynkowej, teorii rynku i zarządzania marketingowego.
„Zachowamy w pamięci rektorską mądrość, życzliwość i przyjaźń oraz wdzięczność za dzielenie się pasją pracy naukowej i humanistyczną wrażliwością”, napisały władze uczelni w imieniu całej społeczności akademickiej katowickiego uniwersytetu.

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news%2C78670%2Czmarl-b-rektor-uniwersytetu-ekonomicznego-w-katowicach-prof-leszek-zabinski


Tamara Chorążyczewska
WydrukujWyślij do znajomego
zamknij
Nasza strona korzysta z plików cookies. Zachowamy na Twoim komputerze plik cookie, który umożliwi zbieranie podstawowych informacji o Twojej wizycie.
Przeczytaj jak wyłączyć pliki cookiesRozumiem